To zdecydowanie pierwsza myśl po zajrzeniu do wnętrza. Żółty zębaty kołek wystaje z kokpitu, zaburza spokój i wygląda na część przejętą wprost z torów wyścigowych. Jak się okazuje, tak właśnie jest. Ta żółta, zębata dźwignia to nic innego, jak pokrętło do sterowania kontrolą trakcji. Jest dziewięciostopniowa, a każdemu ze stopni odpowiada jedna z okalających ją diod.
Jaka jest zasada?
Prosta: pierwsze trzy, przypisane żółtym diodom, to ustawienia dla mięczaków. Włączamy tryb Race+ i dezaktywujemy całkiem ESP, a następnie przekręcamy pokrętło tak, by zostały tylko dwie ostatnie czerwone diody. I wtedy samochód ten wymaga od nas 100% umiejętności.
Elektronika nie pomaga nam w żadnym stopniu. Zostaje nasza dynamika, energiczność, śmiałość, wyobraźnia, ale też zdrowy rozsądek. Kupując taką „zabawkę”, musimy wiedzieć, na co się piszemy! Ten 585-konny bolid uczy pokory. Gdy myślimy, że umiemy jeździć, ono sprowadza nas na ziemię i pokazuje, że to, co umiemy to zaledwie część z tego, co powinniśmy umieć.
